Po co tak biegniesz? Jest w tym jakiś głębszy sens?
Poniżej przedstawiam Ci 3 etapowy schemat, który opisuję na podstawie moich ulicznych obserwacji podczas pobytu w Meksyku.
Etap I. „Znajdź swoje krzesełko”
W codziennym letargu przychodzi moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że wszystko w jakiś sposób nie ma głębszego sensu. Ten bieg, ten stres. To ‚gówniane’ uczucie sprawia, iż czujesz się niezręcznie przed samym sobą.
Szukasz miejsca, w którym można by było przytrzymać się na chwilę, by stworzyć rachunek sumienia. W konsekwencji otrzymujesz pytanie: „W imię czego? W imię czego, do cholery! Po co ja biegnę!”. Uświadamiasz sobie, jak ważne jest czasem przycupnąć w jakimś miejscu, chociażby na taborecie i odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
Etap II. „Padnij na glebę i podziwiaj niebo”
Wszystkie Twoje przemyślenia przynoszą jakieś sensowne wytłumaczenie. Poniekąd czujesz, że wszystko w Twojej głowie zostało naprawione, jednak… Właśnie to uczucie, kiedy, coś czego się podejmujesz nie zostaje ukończone w sposób satysfakcjonujący. Dopada Cię niemoc i rozterka. Twoje motto, jest bliższe słowom: „Niech się dzieje wola nieba!”. Przerasta Cię ów sytuacja i powierzasz swoją przyszłość nadchodzącemu przypadkowi, który podświadomie wyczuwasz, że będzie Ci łaskaw.
Etap III. „Co dwie głowy to nie jedna”
Jednoosobowa walka z własnymi myślami nie przynosi satysfakcjonującego efektu. Nie poddajesz się i w konsekwencji stwierdzasz, iż potrzebujesz pomocy i rady. Angażujesz swojego przyjaciela, lub też szersze grono znanych Ci osób. Zdajesz sobie sprawę po kilku chwilach od poruszenia tematu, iż był to doskonały krok. Stwierdzasz, iż w pojedynkę można wygrać z łupieżem, jednak nie z własnymi myślami. Znajomi obiektywnie podchodzą do nurtującego Cię problemu. Dają rady i wsparcie, o które tak lamentowałeś patrząc w niebo.
Podsumowując wywód. Zarówno w Meksyku, jak i w innych zakątkach świata, człowiek jest w stanie szybciej wykreować fenomenalne rozwiązania, tylko i wyłącznie otwierając się na drugiego człowieka.
komentarze: 2
Podoba mi się, chyba wybiorę się Kieeeeedyś do Meksyku (kiedy jest ten najlepszy czas w życiu na taką podróż?! a może nie myśleć o swoim życiu tylko kiedy tam klimat jest dobry? 😉
Najlepsza pora na podróż w tamtych rejonach to okres kiedy u nas jest zima. W momencie kiedy idzie w Europie lato, to tam nadchodzi CIEPLNA BOMBA ZAGŁADY. Można obiad robić na asfalcie. Jednak bez paranoi. Moim zdaniem sezon trwa przez cały rok 🙂