Opcji na przetrwanie jest wiele, jednak wszystkie opierają się na fundamencie, którym jest pożywienie. Jeśli masz pieniądze, to automatycznie masz jedzenie. Jak nie masz pieniędzy, to też masz jedzenie, jednak musisz je wypatrzyć i pofatygować się po nie w odpowiednie miejsca. Idąc w takie miejsce możesz poznać innych ludzi dla których freeganizm jest stylem życia, a czasami sposobem na przeżycie.
Aby zachować chronologię, opiszę dwa na pozór proste sposoby, które sprawiły, że życie w mojej podróży stało się prostsze i przyjemniejsze. Podczas każdej eskapady liczy się komfort psychiczny, który daje świadomość, że mamy zapewnione podstawowe potrzeby egzystencji. Uważam, że można je ustandaryzować w dwa punkty.
Pieniądze w podróży muszą się zgadzać! Nie da się podróżować bez.
Pierwszy to niezależność finansowa. Można ją osiągnąć w prosty sposób, a mianowicie poprzez kuglarstwo na ulicy. Moim sposobem na zarobek były wszystkim dobrze znane bańki mydlane. Dwa kijki z drzewa, dwie długie sznurówki, woda z fontanny, płyn do mycia naczyń i przepis na mikrobiznes gotowy.
Zarobki wystarczają na podstawowe potrzeby, które zawężają się do jedzenia i ewentualnych biletów wstępu do ciekawych miejsc. Niekiedy, aby coś zobaczyć, trzeba zrezygnować z bogatszego posiłku na rzecz wejściówki do zabytkowego obiektu.
Jedzenie na Ciebie czeka w restauracji i barze!
Kolejnym elementem sprzyjającym niskobudżetowemu podróżowaniu jest niezależność pod względem wystarczającej ilości jedzenia. Wiele barów, restauracji i knajpek wytwarza masę pożywienia, gdyż właściciele chcą przyciągnąć klienta świeżością potraw. Wiadomo, że mało który lokal sprzeda wszystko. To jedzenie zostaje i nie odgrzewa się go na drugi dzień, przynajmniej nie powinno. Niekiedy zabierają je pracownicy, niekiedy ląduje w koszu. Trzeba wyczuć moment i wstrzelić się pomiędzy zamknięciem, a momentem selekcji jedzenia na kuchni.
Wchodzisz i najzwyczajniej w świecie pytasz, czy mają jakieś jedzenie, którego już nie sprzedadzą, a które się zmarnuje lub które wyrzucą. Oczywiście nic za darmo, ale w zamian za pomoc. Wiele lokali chętnie pozbywa się jedzenia, które na koniec dnia zalega w kuchni. Niekiedy w zamian proszą o pomoc w przeniesieniu czegoś, zmyciu podłogi czy też naczyń, a czasem wystarczy po prostu przyjacielska rozmowa.
Pamiętam jak dziś, kiedy jeden z pracowników takiej knajpki na złożoną przeze mnie propozycję pomocy przy sprzątaniu oburzył się, oznajmiając:
– Młody człowieku, ja i tak bym to wyrzucił!
Tego typu sytuacje dają dużo do myślenia. Czasem zdarza się, że po zawitaniu do dwóch lokali ma się pełny brzuch i kolację w reklamówce. A czasem bywają takie dni, kiedy wychodzisz z dziesięciu knajpek pod rząd z niczym. Co wtedy? Rzecz jasna, nie rozkładasz rąk i nie zalewasz się łzami, tylko działasz dalej.
Bazar to istny raj dla zbieracza, który lubi freeganizm
Moim ulubionym sposobem zdobywania jedzenia są wizyty na lokalnych bazarach. Nigdy nie wróciłem z pustymi rękoma. Piękne, soczyste, świeże owoce mają to do siebie, że okres ich świetności jest krótki. Niekiedy sprzedawca upuści jabłko, które ulegnie uszkodzeniu, jednak wciąż jest pełnowartościowe. Tysiące kilogramów towaru co dnia jest przebieranych na zasadzie selekcji, której głównym kryterium jest wygląd zewnętrzny.
Jeśli banan jest czarny, ląduje w koszu. Jeśli na papryce pojawi się plamka, dzieli los banana. I tak dzieje się ze wszystkim. Delikatnie zadrapany, pęknięty tudzież lekko uszkodzony okaz dołącza do grona szczęśliwców w mojej foliowej torebce. Zazwyczaj z takiej wyprawy, podczas której z determinacją wypytuję przebrany już towar, wracam zawsze z pełną reklamówką, niekiedy tak wypchaną, że zastanawiam się, czy nie była to z mojej strony zachłanność. Zawsze jednak pozostaje mi na usprawiedliwienie złota zasada: „A bo to i tak wyrzucą, więc ja wezmę”.
Powyższe dwa sposoby zdobywania jedzenia, a mianowicie wizytacje w restauracjach oraz na ryneczkach w alejkach z owocami i warzywami, mają to do siebie, iż produkty są świeże wbrew temu, co myśli większość.
Freeganizm – szkoła przetrwania, którą musisz znać!
Jest jeszcze jeden sposób, który opiera się na podobnej idei jak powyższe metody, jednak strategia pozyskiwania jest nieco inna. Nawiązuje do idei freeganizmu, czyli najkrócej ujmując – sposobu wykorzystywania pożywienia, które w świetle prawa nie może być już sprzedane, pomimo że jest zdatne jeszcze do spożycia.
Często na kilka dni przed końcem daty przydatności, niekiedy w dniu tej daty, a rzadziej po przekroczeniu terminu, produkt zostaje wycofany ze sprzedaży. Warto wiedzieć, iż wszystkie produkty mają datę spożycia z wyraźnym zapasem. W dniu, kiedy kończy się termin przydatności, produkt jest wciąż pełnowartościowy, a co ważniejsze – można go bezpiecznie zjeść, nie ryzykując zdrowiem.
Podczas takich eskapad kieruję się jedną sprawdzoną regułą: zasadą nosa. Polega ona na tym, że wszystko, co znajduję, wącham. Jeśli nos uzna, że ów produkt jest podejrzany, odrzucam go i biorę kolejne, a uwierz mi, jest w czym przebierać.
Przejdźmy do ciekawszej części wywodu, a mianowicie: jak to wszystko działa. Zasada jest banalnie prosta. Zamiast wchodzić do sklepu głównymi drzwiami, udajesz się za sklep. Niekiedy produkty, które mijasz na półkach sklepowych, są na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko po nie sięgnąć. Nie chodzi o nurkowanie w kontenerach, jak to większość sobie wyobraża. Jest to, rzecz jasna, kwestia osobistego wyboru. Czasem produkty spoczywają ładnie poustawiane przy koszach w kartonach, a czasem są rozrzucone w środku wielkiego kontenera i zmieszane z innymi śmieciami.
Nie ma podstaw, by martwić się o stan higieny tego typu produktów, gdyż wszystkie lecą do kosza prosto z półki. Są oryginalnie zapakowane, zaplombowane. Rzecz jasna, że trafiają się z uszkodzonym opakowaniem. Jako człowiek świadomy ryzyka zabieram jedynie produkty hermetycznie zapakowane, by nie narażać się na niepotrzebne perturbacje zdrowotne.
Warto zaznaczyć, że wszystkie wielkopowierzchniowe sklepy wyrzucają jedzenie. Dosłownie wszystkie. Problemem może być ustalenie, gdzie usytuowane są kontenery na śmieci. Natrafić na nie możemy w specjalnie wydzielonych miejscach na zewnątrz sklepu, jednak niekiedy są one zamknięte na klucz.
Ilość, a może raczej jakość jedzenia, które ląduje do koszy, jest niewyobrażalna dla zwykłego zjadacza chleba. Jestem w stanie stwierdzić, że jakieś trzydzieści procent produktów, jakie znajdowałem w kontenerach, były to towary z wysokiej półki, na które normalnie bym się nie połasił ze względu na cenę.
Częściej są to rzeczy o krótkim terminie przydatności, między innymi pieczywo, słodkie bułki, nabiał, ale również czekolady, batony, ciastka, różnorakie kotlety, mięsa, pizza etc. Mógłbym wymienić wszystko, co znam ze sklepowych półek. Czasem nawet można natrafić na fanta w postaci zapakowanego przedmiotu. Takie towary są wyrzucone ze względu na uszkodzone opakowanie, a warto zaznaczyć, że przedmiot wciąż jest pełnowartościowy. Polecam zobaczyć poniższy film i to jak freeganizm wygląda w praktyce.
“Freeganizm? W Polsce tego nie ma!” Zdziwisz się!
Ktoś by powiedział, że w Polsce freeganizm nie ma racji bytu i nic nie można tu znaleźć. Prawda jednak jest inna. Dzieją się, i to na dużą skalę. Chociażby popularne sklepy, takie jak Biedronka każdego dnia wyrzucają masę towarów. Nasz kraj wbrew pozorom nie jest tak biedny, biorąc pod uwagę ilość marnowanego jedzenia.
Polskie prawo jest na tyle skomplikowane, że od każdej darowizny musi zostać odprowadzony podatek. Wiąże się to z dodatkową papierologią i, jak wiadomo, poświęceniem na nią dodatkowego czasu. Zdarzają się jednak pracownicy dyskontów, którzy świadomie wystawiają produkty przy koszach, wiedząc, że ktoś jeszcze z nich skorzysta, nie bacząc na prawo. Z relacji jednego bezdomnego wiem, że są też tacy, którzy choćby miotłą byliby w stanie obciąć głowę za zabranie chleba, który leżąc w jednym ze sklepowych koszów, spleśnieje.
W życiu trzeba dbać o swoje interesy, to nie ulega wątpliwości. Jeśli jednak mamy coś wyrzucić, warto się upewnić, czy ktoś jeszcze nie jest w stanie tego w jakiś sposób spożytkować. Bezdomni są najlepszym przykładem zaawansowanych survivalowców miejskich, którzy posiadają ogromną wiedzę na temat freeganizmu. Więc jak się zgubisz to wiesz do kogo uderzyć po informacje? Do bezdomnego.
Czy istnieje podróżowanie za darmo?
Mój przyjacielu, moja przyjaciółko! Jakiś czas temu popełniłem wpis, który dobitnie odpowiada na to nurtujące wielu pytanie. Odsyła więc do niego i życzę miłej lektury – Podróżowanie za darmo nie istnieje.
komentarze: 4
W Kapsztadzie codziennie budzisz się w słońcu, z wiatrem w nozdrzach niosącym zapach Oceanu . Na Twój uśmiech ludzie odpowiadają uśmiechem, fajne refleksje i wspomnienia http://www.goniec24.pl
Gratuluję odwagi i kreatywności w oszczędzaniu na jedzeniu w podróży!
@disqus_t1lmcUmT6Y:disqus – dziękuję! Jednak z perspektywy czasu – jedzenie jest aktualnie ostatnim aspektem na którym oszczędzam – jeśli mogę sobie na to pozwolić. 😀
Na czy teraz starasz się najbardziej oszczędzać?