Dziś na warsztat bierzemy prezentacje podróżnicze. Myślisz, że przeczytasz tu o błędach, które według mnie popełniają podróżnicy prezentujący swoje dokonania? Myślisz, że wymienię w punktach dlaczego nie warto brać udziału w prezentacjach podróżniczych? Szukasz w tym wpisie analogi i harmonii opartej o tematykę, w którą będziemy za chwilę zgłębiać?
Muszę Cię niestety rozczarować, nie będzie o błędach, które popełniają prelegenci podczas prezentacji podróżniczych. Nie będzie punktów dlaczego nie warto brać w nich udziału. Będzie nieco chaosu okraszonego historią, niosącą głębszy przekaz, który dzisiejszego dnia musi ujrzeć światło dzienne.
A wszystko zaczęło się od…
Od niewielkiej myśli do realizacji u niektórych długa droga, jednak nie u mnie. Kiedy ubzduram w swojej głowie jakiś cel i nadam mu priorytet – ważne, realizuję go wbrew wszelkim przeciwnościom losu.
Wróćmy więc do czasów studiów. Był rok 2013 to czas, kiedy wiedziałem czym jest autostop. Kilka miesięcy wcześniej zostałem uświadomiony, że potoczna okazja faktycznie całkiem dobrze funkcjonuje.
Pewnego dnia siedząc po zajęciach w akademiku Politechniki Białostockiej na ostatnim piętrze, czyli 10 – budynku o dumnej nazwie Delta przeglądałem Facebooka. Moim oczom w pewnym momencie wpadła informacja zamieszczona na jakieś grupie podróżniczej, których w owym czasie obserwowałem dość intensywnie: Kraków – Travenalia – Uniwersytet Jagieloński – Festiwal Podróżniczy – prezentacje podróżnicze…
Prezentacje i wystąpienia podróżnicze?
Prezentacje podróżnicze – powtórzyłem w swojej głowie kilkukrotnie. Niby ktoś przyjeżdża i opowiada o tym, jak przebiegała jego podróż?
Pytanie unosiło się w pokoju mającym około 6 metrów kwadratowych. Analizowałem, przetwarzałem i nie mogłem sobie wyobrazić jak to w ogóle wygląda. Doszło do mnie, że mam już jakiś staż autostopowy, co prawda rekord wynosił 100 km, a trasa z Białegostoku do Krakowa, wynosiła 5 razy więcej. Machnąłem ręką i stwierdziłem w głębi ducha.
Co ja będę się zastanawiać jak ciota… Jadę, zobaczę jak wyglądają prezentacje podróżnicze.
Plan doskonały
Plan był prosty dojechać z Białegostoku do Krakowa i przeżyć. Nic więcej. Po głębszym zastanowieniu pomyślałem, że napisze na jednej z grup podróżniczych z pytaniem o nocleg. Odpowiedź była szybka i zaskakująca. Od decyzji o wyjeździe minęło kilka godzin a ja miałem nie tylko nocleg, ale i również umówiłem się z dwoma dziewczynami na to, że spotkamy się na rynku przy pomniku Adama Mickiewicza.
Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że festiwal zaczynał się następnego dnia. Byłem podekscytowany tym, że za kilka godzin ruszę w wyprawę życia. Zrobiłem 16 kanapek, spakowałem wodę, namiot i śpiwór. Budzik nastawiłem na 4:30. Wszystko miałem gotowe. Nie mogłem zmrużyć oka, czekając na alarm budzika.
Zadzwonił!
Kiedy zadzwonił miałem już wszystko przygotowane niczym wzorowy żołnierz. Ubrania tu, jedzenie tam, plecak pozapinany – byłem gotowy do drogi. Wypiłem herbatę i punkt 5:00 wyszedłem w kierunku przystanku autobusu miejskiego, by wydostać się z miasta na wylotówkę. Po 20 minutach stałem i łapałem w kierunku Warszawy.
Szło całkiem sprawnie. W końcu utknąłem za stolicą. Godzina nie znała litości, dobiegała 18:00 a do Krakowa miałem jeszcze z jakieś ponad 100 kilometrów. Co prawda byłem z siebie dumny, że 400 już za mną jednak wisienką na torcie miało być dotarcie. Około 19:00 robiło się już ciemno, a kierowca ciężarówki, który mnie zabrał oznajmił, że 40 kilometrów przed Krakowem skręca i zjeżdża z drogi.
Co mogłem zrobić? Poprosiłem, żeby mnie wysadził. W ułamku kilku minut stałem w ciemnym lesie, na jakimś ślimaku, który schodził do drogi szybkiego ruchu. Jak więc przebiec na drugą stronę, by znaleźć się po właściwej stronie? Co chwilę zadawałem sobie to pytanie, patrząc jak pod osłoną nocy, auta przemykają z prędkością nadświetlnął. Momentami odnosiłem wrażenie, że jeśli podejmę próbę przebiegnięcia drogi to mnie któryś potrąci. Stanąłem na sekundę i pod nosem burknąłem:
Raz kozie śmierć! 40 kilometrów do celu… Powiedziałem A to i powiem B. Biegnę! Najwyżej zginę… Przy dobrych wiatrach jeszcze usłyszę jakąś prezentację podróżniczą na festiwalu.
Wyczekałem moment, aż światła wydawały się daleko. Przeskoczyłem barierkę i nieporęcznie z wielkim plecakiem zacząłem biec jak oszalały. Jedną stronę przebiegłem, przyszedł czas na drugą. Przeskoczyłem drugi raz i wyskoczyłem jak sprężyna. Udało się… a gdybym miał dwie pary spodni to pewnie jedną bym poświęcił i potocznie ujmując narobił pod siebie ze strachu. Jak dziś pamiętam konkluzję, która przyszła mi na myśl w tamtej chwili.
Jeżeli podróżowanie autostopem to takie balansowanie na krawędzi to Ci ludzie to jacyś superbohaterowie o nadprzyrodzonych mocach. Przez takie coś to zawału można dostać…
Podbiegłem by zająć miejsce w świetle latarni i po 15 minutach miałem już transport do Krakowa.
Pierwszy raz w Krakowie
Pierwszy raz w Krakowie, pierwszy raz jechałem autostopem tak daleko, pierwszy raz igrałem tak mocno z losem, pierwszy raz miałem zawitać na festiwalu podróżniczym, pierwszy raz miałem spać u kogoś z internetu, pierwszy raz miałem usłyszeć prezentację podróżniczą.
Emocje, adrenalina i uśmiech, który nie schodził mi z ust. Jak niedorozwinięty powtarzałem sobie.
Ale typek… sam dojechał z Białego do Krakowa… OJAAA! Hahaha udało się!
Ruszyłem do centrum na Rynek, by przy pomniku Adaśka z domu Mickiewiczów poznać dwie sympatyczne młode dziewczyny z internetu – Wiolę i Agę. Na miejscu ruszyliśmy spotkać się z ich znajomymi, a następnie udaliśmy się na Travenalia – Krakowski Festiwal Podróżniczy.
Zdjęcie 1. Od lewej Wiola i Aga z domu Tarasków, które poznałem dzięki internetowi
Pierwsze prezentacje podróżnicze
Zdążyliśmy jeszcze na kilka wystąpień. Miejsca w pierwszy rzędzie tudzież, żeby nic nie umknęło. Na auli z kilkaset osób, a na scenę wparowywuje pierwszy podróżnik. Zaczyna o Amazonii i ze spokojem mówi jak to przedzierał się przez gąszcza witając we wioskach dzikich plemion. Drugi opowiadał o podróży po Etiopii. Kolejny o Madagaskarze. Jeszcze inny o podróży po Rosji autostopem.
Moja mina? Mógłbym porównać ją do zdziwionej do tego stopnia, że brakowało mi tchu. Patrzyłem i słuchałem jak zamurowany. Wpadłem w trans.
Oni tam pojechali. Oni tam byli, przecież zdjęcia mają – powtarzałem z uporem maniaka. Oni dalej żyją, no tak przecież stoją i opowiadają! Oja! Da się, oni to zrobili to i ja mogę…
Mój umysł i dotychczasowy światopogląd na dalekie podróże uległ diametralnej zmianie.
Prezentacje podróżnicze, dlaczego nie warto?
Z tego typu inicjatywami jest tak jak z jeżdżeniem rowerem, kiedy człowiek stawia swoje pierwsze kroki w tej materii. Kiedy patrz na innych jeżdżących na dwóch kółkach, bardzo chce spróbować. W końcu próbuje i wychodzi mu bardzo nieudolnie. Po pewnym czasie okazuje się, że nie wiadomo kiedy sam staje się postrachem dzielnicy na swoim jednośladzie.
A do podróży ma się to tak. Kiedy trafiasz na prezentację podróżniczą, czy to na festiwalu, w bibliotece, domu kultury, szkole, czy innej placówce – poznajesz gościa. Opowiada o czymś, co na pozór wydawało Ci się niemożliwe. Zaczynasz podróżować po regionie, później Polsce. Popełniasz masę błędów, aż w końcu zdajesz sobie sprawę, że czujesz się na tyle pewnie, by ruszyć do Chin. Robisz to, bo przecież się da, bo przecież ktoś to zrobił i przeżył.
Jaki morał?
Jeśli chcesz żyć jak dotychczas, nie idź na prezentację podróżniczą, bo możesz zapragnąć zmian. Tu nie chodzi o to, że po takim wystąpieniu musisz, bądź zechcesz samoczynnie odkrywać świat. Takie spotkania mogą akurat w Twoim przypadku zainicjować impuls do drobnych zmian w życiu codziennym, na które nie było wcześniej odwagi.
Prelegent nie tyle, co dzieli się wiedzą, co pokazuje, że pewne rzeczy po prostu da się zrobić. Jeśli masz ochotę zorganizować ciekawe i inspirującą prezentację podróżniczą ze mną w roli głównej to pisz śmiało.