Doba jest zbyt krótka – tak uważam.
Przyszedł czas na przedstawienie rodziny Yassina (drugi licząc od lewej). Nasze drogi się zeszły w dość nieoczekiwanym momencie. Poszedłem na parking taksówek. A na nim miliony starych mercedesów. Zarzucam zapytanie „Taxi Colectiv”. Otrzymuję odpowiedź: „YES YES”. Jak YES to ok. Konwersacja dość uboga, gdyż ów Pan nie znał angielskiego, tylko arabski i kilka słówek po francusku. Ogólnie taksówkarze mówią często po angielsku, francusku, hiszpańsku i arabsku. Często można spotkać tak zwanych poliglotów analfabetów.
Większość języka uczy się na ulicy. Są osłuchani, jednak kiedy poprosisz o to żeby coś przeczytali lub napisali, wtem zaczynają się schody. Tak miałem będąc w Chechuan. Godzina 00:00 ciemno, trochę ludzi się przechadza, większość jednak rozchodzi do domów. Ja zaś rozwalony jak sułtan na szerokiej betonowej ścianie opiewającej duże schody Siedząc tak podbija do mnie 2 arabów. Jednak po angielsku no to spoko rozmawiam, drugi tylko po francusku. Ktoś zadzwonił do tego, co mówił po angielsku i został ten co mówił tylko po francusku i wtedy w ruch poszły moje rozmówki polsko – francuskie. Wymawianie niektórych słów mnie zadziwia do tej pory. Zaczynam swoich sił w języku francuskim – Ziomek jednak mówi, że nie rozumie no to próbuje pokazać mu słowo w rozmówkach i BUM. Nowy znajomy nieco speszony. Wiedziałem, że wśród marokanów jest mnóstwo analfabetów, jednak ta sytuacja dopiero mi to uświadomiła, jak wielu. Ziomki byli pomocni – pokazali źródełko z wodą w mieście (woda z gór). Nabrałem sobie do butelki – sraczki nie było.
Wypadało by wrócić do rodziny Yassina, czyż nie? Właśnie, po całej konwersacji z taksówkarzem, która trwała jedno zdanie pojedyncze; czekam na komplet (czyli, jeszcze 5 osób). Wpada arabka, później po 5 minutach jakiś młody gość, później Yassin, i wpada kolejnych 2 typków. Taksówa wypchana. Gdyby podsufitka była fabrycznie nowa to by odskoczyła, jednak jak się domyślasz już dawno latała jak słoneczniki na wietrze. Jedziemy tak jak sardynki. Oczywiście kolejne niesamowite wrażenie. I tak mimowolnie niczym jadąc empekiem, zapytuje czy ktoś mówi po angielsku Ci z przodu jak by odgrodzeni ścianą. No nic zostają Ci z tyłu, nieco speszeni machają głowami że „nie nie, tylko francuski”. A co ja po francusku mogę, odpowiadam: dumaż – dommage <czyli szkoda>. Jednak odzywa się jeden gość – tak Yassin.
Okazuje się że studiuje i ma w szkole angielski, który też szkoli w domu. Tak właśnie zyskałem kompana do rozmowy na najbliższe 40 km Jadąc tak dogadaliśmy się, że Yassin pomoże mi znaleźć sklep gdzie będę mógł kupić mapę Maroca. Sklep znaleźliśmy, a w nim mapy takie, że żal za dupę ściska Zatem jechałem bez mapy. Spokojnie miałem prowizorkę narysowaną na kartce długopisem na luzie wystarczyła, do tego google maps offline. Podróż dobiegła ku końcowi wysiadamy i idziemy zwiedzać miasto, tak idąc mówię do Yassina, żeby pokazał jakieś miejsce gdzie można zjeść harire (tradycyjna, tania, świetna marokańska zupa), on zaś na to: „Wiesz co jeśli jesteś głodny to choć do mojego domu. Moja mam będzie szczęśliwa”. Tak też uczyniliśmy, trochę szliśmy pieszo trochę taksówkami – dom Yassina znajdował się w górnej części miasta.
Mają tam tak strome ulice, uliczki, drogi, że nie dziwie się że większość jeździ taksówkami. Nikt w domu Yassina nie mówił po angielsku oprócz niego. Po spędzonym dniu, żeby nie skłamać rozumiałem to co mówi jego mama, siostra i brat; po gestach i pojedynczych słówkach arabskich, których się przy okazji pouczyłem. Imienia Mamy nie pamiętam, siostry również. Zapamiętałem jednak brata Yassina – Muhammeda. Rodzina Arabska jest niesamowicie gościnna (możliwe, że wywodzi się to z Koranu – nikt głodny nie będzie). Bardzo spodobał mi się zwyczaj jedzenia. Siadają wszyscy razem do stołu, nie używają sztućców – jedzą dłońmi ze wspólnych talerzy (na jednym dużym talerzu jest ryż i wszyscy po niego sięgają). Są rodzinni, co widać od razu – szanują się. W rodzinie widać jednak hierarchię kobiety są gospodyniami domowymi, mężczyźni pracują i się uczą (kobiety mogą również). Siostra Yassina skończyła edukację na liceum. Yassin zaś studiuje fizykę i ma 21 lat.
Spójrz na szatę Yassina! To nie zwykłe ubranie, w którym się chodzi na co dzień. To specjalna szata, którą nakłada się 5 razy dziennie podczas czytania Koranu (święta księga islamu, coś jak nasza Biblia). Jak bym opisał ich mieszkanie w kilku słowach: schludne, barwne, bez zbędnych rzeczy, praktyczne. Największe wrażenie zrobiła na mnie podłoga – przepięknie zdobione płytki gliniane. W pokojach nie ma ponastawianych przeróżnych rzeczy. Stoją jedynie sofy do spania, przyozdobione podobnie do tych które widać na zdjęciu.
Świetni ludzie!
Świetna rodzina!
PS: Niewidzialne sandały.