Self-publishing książki podróżniczej, jak do tego podejść z głową? Czy wiesz, że każdy człowiek na ziemi ma materiał, by stworzyć niepowtarzalną książkę?
Każdy ludzki żywot to niezła historia. Szkopuł jednak leży w tym, że spora część społeczeństwa uważa, że nie ma o czym pisać. Druga równie liczna grupa kompletnie nie potrafi pisać, a może bardziej opisywać swoich przeżyć, doświadczeń, etc. Dlaczego? Ponieważ nigdy tego nie robili, tudzież im się nie chce. No i trzecia grupa to ludzie, którzy już na wstępie mówią: „Nie to zbyt skomplikowane”. No i ta ostatnia grupa ma rację, jednak słowo „skomplikowane”, nie oznacza „niemożliwe”.
Piszę ten tekst na świeżo, gdyż sam przebrnąłem i w sumie wciąż przedzieram się przez gąszcz wyzwań związanych z self-publishingiem książki podróżniczej. Kurcze! Jak to dumnie brzmi: „Self-publishing książki podróżniczej”.
Dobra! Do rzeczy. Chciałem wydać książkę. Miałem nawet wydawnictwo. A żeby było ciekawiej dostałem 3 realne propozycje od naprawdę przyzwoitych graczy na polskim rynku. Zdecydowałem się ostatecznie zrobić to sam, gdyż lubię niezależność i świadomość, że nikt nie wydoił mnie na hajs, bo jestem „świeżakiem” w pisaniu. Nikt nie wpłynął w znaczący sposób na treść książki, która jest dla mnie swoistym pamiętnikiem moich przeżyć, którymi dzielę się z innymi. Argumentów jest jeszcze kilka. O tym jednak w innym wpisie.
Dziś skupmy się na wyzwaniach, jakie czekają na Ciebie podczas wydania Twojej pierwszej książki z podróży w trybie self-publishing’owym. Chciałbym jeszcze na wstępie podkreślić, że jest to mój pierwszy tego typu projekt i popełniam wszystkie możliwe błędy – jak to ja. Na szczęście mam smykałkę od urodzenia do wyciągania wniosków, więc jakoś dam radę. Korzystając z okazji i flow, które mnie teraz nawiedziło podzielę się z Tobą moją wiedzą, którą do tej pory zebrałem.
Self-publishing książki podróżniczej i 8 wyzwań
1. BUDŻET WYJŚCIOWY
Musisz liczyć się z tym, że cały nakład będzie trzeba pokryć z własnej kieszeni. To nie przelewki. Załóżmy hipotetycznie, że wydrukujesz 1000 książek, gdzie cena jednostkowa, będzie wynosiła 25 złotych. Jak szybko policzysz w głowie i przesuniesz zera to widzisz, że wychodzi 25 000 zł. Ten mało precyzyjny przykład ma Ci zobrazować, że musisz mieć hajs. Po prostu. To inwestycja, która teoretycznie zwróci się z nawiązką, jednak praktycznie tak być nie musi. Temat rzeka.
2. SPOŁECZNOŚĆ
Jeśli nie masz społeczności to pocałuj się w pupę. Inaczej tego nie potrafię napisać. Jeśli wydrukujesz 1000 książek to komu je sprzedasz? Utopić pieniądze jest łatwo, jednak w takich kwestiach trzeba działać z rozsądkiem. Najpierw zbuduj wokół siebie drużynę, a później działaj. Będziesz dysponować niezależnymi kanałami promocji. Jak wiesz reklama kosztuje i to naprawdę duży hajs. Dla przykładu: lokowanie produktu na instagramie, gdzie konto ma od 10-20 tysięcy to tak średnio 400-1000 zł.
https://www.instagram.com/p/BqmYBcEFQ9R/
3. REDAKTOR
Nie jestem wyśmienitym pisarzem. Dzięki kilkuletniemu prowadzeniu bloga i social mediów, mój skil w pisaniu podskoczył. Każdy jednak tekst wymaga redaktora. Osoby, która z dystansem spojrzy na Twój tekst i poprawi go również od strony ortograficznej, interpunkcyjnej, składniowej… To wiąże się z kosztami. Licz tak z 2000-4000 złotych w zależności od wielkości książki. Dużo? A no właśnie. Nic za darmo. Do tego jeszcze musisz czuwać nad terminami. Pilnować, żeby dana osoba się wywiązywała z obowiązków. Nie ma lekko.
4. GRAFIK I OKŁADKA
Kiedy dostałem pierwszy projekt okładki swojej książki, zrozumiałem, że każdy człowiek ma inne wyobrażenie danego tematu. Wizja grafika nie pokrywała się z moją. Później druga próba – tak samo! To, że prowadzę bloga dało mi również skila w tworzeniu grafiki. Odpaliłem Photoshopa i stworzyłem okładkę sam, taką jaka mi się podobała. Plus taki, że można przyoszczędzić na pieniądzach i czasie. Uwierz mi, potrafi być to frustrujące. Wyszło tak jak poniżej. Mój styl! Moja krew! JOŁ! Chyba się zagalopowałem. Pisanie wieczorami daje mi pozytywnego kopa. [śmiech]
5. ŁAMANIE KSIĄŻKI
Musisz znaleźć osobę, która Ci tą książkę ułoży, czyli w żargonie „złamie tekst”. I znów szukasz grafika, który się tego podejmie. Znajdujesz, płacisz hajs od 1000 do 2500 złotych i dostajesz efekt, do którego masz 10 zastrzeżeń. Później kolejne zastrzeżenia i tak przez 2 tygodnie. Trzeba mieć łeb jak beton podczas pracy z innymi ludźmi. Kolejną książkę „złamię” sam. Teraz skorzystałem z usługi grafika, gdyż czas mi na to nie pozwalał. Jednak czas, który poświęciłem na sprawdzanie, korygowanie, pisanie sugestii mógłbym wykorzystać na naukę łamania, która tak naprawdę jest bardzo prosta.
6. DRUKARNIA
Drukarni masa. Wpiszesz w google frazę: drukowanie książek to możesz wybierać i przebierać. Musisz ustalić cenę, parametry i inne pierdoły, np. uszlachetnienia (lakiery UV, wypuklenia, etc.). Musisz dosłać poprawne pliki, żeby przy druku było wszystko dobrze. Nikt jednak nie jest w stanie zagwarantować Ci, że książka będzie perfekcyjna w 100% – maszyny też mają zakres błędu. Jak mnie to denerwuje… takie tłumaczenie. Musisz się z tym zmierzyć i zrobić jakiś backup w razie gdyby maszyny akurat przy druku Twoich miały ten „zakres błędu” większy.
7. WYSYŁKA
Kurier – tylko i wyłącznie. Wypełniasz list przewozowy. Kurier przychodzi i odbiera. Ja głupiec poszedłem na układ z Pocztą Polską! Nigdy więcej! Wysłałem pierwszy sort książek i wiem już, że kolejne idą kurierem. Kiedy powiedziałem Pani, że mam około 100 książek ze sobą obwieszony jak święty mikołaj to prawie mnie zabiła wzrokiem – on i ludzie wokół. Szkoda czasu, by stać na poczcie i się denerwować, czy aby na pewno Pani Jola sczyta poprawnie przesyłki swoim 10 letnim skanerem podpiętym do komputera stacjonarnego z windowsem XP – dobra tutaj już żartuje… ale coś w tym jest.
8. WYWIADY i PROMOCJA
Dziennikarze z radia, tv, prasy są łasi na ludzi, którzy są barwni i wydają książki podróżnicze. Temat przeważnie jest mało szablonowy. Szkopuł jednak leży w tym, czy umiesz udzielać wywiadów. A żeby umieć udzielać wywiadów, trzeba je udzielać. Ja odwaliłem już tyle, że momentami (tak określę to górnolotnie) mógłbym prowadzić wywiad samodzielnie do dyktafonu bez udziału dziennikarza. Jeśli jesteś ciekaw/a to zajrzyj tutaj – wywiady z Tomaszem Jakimiuk. Znajdziesz tam kilka wybranych rozmów.
A i z promocją. Musisz wymyślić jakiś ciekawy motyw do rozpromowania i pokazania innym, że wydajesz książkę. Na poniższym zdjęciu Merlin Monroe czyta JAK TO DALEKO!
Czy warto iść w self-publishing?
Musisz poświęcić czas i pieniądze. Zyskujesz jednak o wiele więcej – wiedzę, pieniądze, niezależność praw autorskich, wolność słowa… Ty panujesz nad całym konceptem. Takie spostrzeżenia mam na dzień dzisiejszy. Co będzie później? Stworzę jeszcze wpis za miesiąc, dwa, a może i pięć. Jak już przełknę całą akcję i sprzedam nakład. Sam jestem ciekaw swoich wniosków dotyczących tej mojej self-publishingowej akcji związanej z książką podróżniczą JAK TO DALEKO. Polecam również rzucić okiem na tekst Michała Szafrańskiego, który szerzej opisuje proces self-publishingu vs wydawania z wydawnictwem.
To nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć – powodzenia! Mam nadzieję, że artykuł o self-publishingu książki nieco rozjaśnił Ci temat. Tymczasem nie zapomnij zajrzeć do mojego podróżniczego sklepiku. Tam znajdziesz self-publishing’owe dziecko Tomasz Jakimiuka, czyli mnie.
komentarze: 2
Przeczytałam całą. Cudowne przygody! Czekam na kolejną!