Trafiłem do niesamowitego miejsca, a mianowicie na ranczo o dumnej nazwie: Ranchaarito nieopodal Zipolite. Gospodarze zgarnęli mnie z ulicy, dali miejsce do spania, jedzenie i codziennie mi przypominają, żebym tu zamieszkał. Takich ludzi można tylko spotkać przez przypadek na ulicy. Na dniach przybyło kilka nowych osób, jak się okazało ów miejsce jest jednym z popularniejszych spotów couchsurfing’ owych.
Pierwszy przybył meksykanin z północy, który zamierza rowerem ku Argentynie. Jako drudzy, zawitała para młodych włochów. Jest miło, wielokulturowo i tak na marginesie wszyscy mówią po hiszpańsku oprócz mnie.
Z każdym dniem rozumiem co raz więcej. Andre – meksykanin, stały mieszkaniec Ranchaarita oraz nauczyciel etyki na pobliskim Uniwersytecie, uczy mnie brzydkich słów w języku hiszpańskim, z czego mamy niesamowicie dużo śmiechu. Aby nie zaburzać balansu, ja uczę go jeżyka polskiego.
Carla – meksykanka, która skończyła Uniwersytet w Oxfordzie. Uczy mnie tych dobrych słów po hiszpańsku, plus poprawia mój angielski. A tak na marginesie pracuje jako nauczyciel angielskiego. Trafiłem jak ulał!
Dzisiejszy wpis ukaże Ci siłę natury, to co tak często lekceważysz Ty i co więcej lekceważę ja sam.
Ranek standardowy, praca (podlewanie bananów, ananasów), śniadanie i dzida na plażę. Wolsfagen Golf 4, a w nim 7 osób. Jechałem z przodu dzieląc fotel z Carlą, było ciasno, jednak tak wesołego auta nie było w promieniu 1000 km. Moja głowa wystawiona przez szybę, powiewała i łapała wiatr. Dojechaliśmy na miejsce, ulokowaliśmy się w tym samym barze co zawsze. Wszyscy porzucili rzeczy i ruszyli walczyć z Pacyfikiem. Ja zostałem odpisać na zaległe wiadomości, coś napisać na Funpage: Jak To daleko i rzecz jasna wystosować raport zbiorczy do domu.
Po 20 minutach biegnie meksykanin… Sapie i krzyczy: ‘Ajudo Amigos Amigos’ i coś jeszcze. Wyrwałem jak rakieta. Biegnę, wyskoczyłem z drewnianego deptaka na plażę, dwa metry w dół, rozgladam się gdzie ekipa. Dostrzegamy Lusi, patrzę, a w wodzie 5 osób, daleko od brzegu! Pomyślałem: ‘nie, toż to nie możliwe! Co oni zrobili! To Carla, Andre i nowi z CS.. Zginął..’. Biegnę…
Relacja od Carli:
Weszliśmy do wody i spokojnie, jak zawsze sobie pływaliśmy, kiedy woda zaczęła nas ciągnąć coraz mocniej w głąb. Andre zaczął się podtapiać. Ja zachowałam spokój. On z trudem łapał powietrze (Opowiada ze strachem w oczach).
Okazało się, że te 5 os. to Carla, Andre, plus 3 ratowników. Meksykanie szybko dostrzegli, że coś jest nie tak i skoczyli im do pomocy. Fale na Oceanie są nieobliczalne i nie znają litości.
Lekcja od Tomka:
Ocean to potężną siła, której nie można lekceważyć. Fale są przebiegłe, jednak system jest prosty. Kiedy fale zmierzają ku plaży poziom wody przy brzegu się drastycznie podnosi. Po kilku sekundach Ocean wraca, z taką siłą że ciągnie wszystko ze sobą. Jeśli wejdziesz na taki poziom wody, gdzie nie czujesz dna pod stopami, woda przejmie kontrole nad Twoim ciałem, czyli jak następuje cofanie wody wracasz wraz z nią. Jeśli znajdziesz się za falą, tam gdzie pozornie jest spokojnie, Twoje szanse na powrót się zmniejszają. Da się wrócić, po pierwsze nie można panikować, gdyż traci się energię, trzeba dryfować wzdłuż fali, aż będzie na tyle łaskawa, aby wpłynąć pod nią. Pomału i sukcesywnie po centymetrze w kierunku plaży.
Andre spanikował, zachłysną się solonej wody. Rzygał, miał drgawki, ostatecznie doszedł do siebie. Była to jedna z surowszych lekcji jakich miał okazje doznać. Kolejny raz wskoczy do wody z większą rozwagą.
Pamiętaj:
Najbezpieczniej jest, gdy woda sięga Ci do pasa, wtedy jesteś jeszcze w stanie kontrolować swoje ciało. Nie ma co szarżować z Oceanem jeszcze nikt nie wygrał.
Trochę strachu na początek dnia. Minęła jedna godzina wszystko wróciło do normy. Tego typu sytuacje to powszechna sprawa. 3 tygodnie temu na tej plaży zginęły 3 osoby. Plaża śmierci, tak mówią o niej lokalsi.
Lecę pływać! Całe życie to szkoła! Zatem uważaj na lekcjach! 🙂